Commandos w japońskich klimatach? To musiało się udać!

Shadow Tactics Blades of the Shogun

Gatunek taktycznych RTS-ów, w których kierowaliśmy kilkoma postaciami, mając przed sobą konkretne zadania do wykonania, umarł bezpowrotnie. Czyżby? Fani takich produkcji, jak seria Commandos, Desperados czy Robin Hood: Legenda Sherwood, mogą obudzić się z letargu. Shadow Tactics: Blades of the Shogun to nad wyraz udane wskrzeszenie gatunku!

Pierwsza część serii Commandos została wydana 18 lat temu. To właśnie wtedy narodziła się dość specyficzna i niezbyt liczna grupa strategii taktycznych, w których kierowaliśmy poczynaniami maksymalnie kilku osób.

Dziś, po latach przerwy, z podobną tematyką próbuje się zmierzyć studio Mimimi. I co trzeba przyznać już na wstępie – robi to naprawdę dobrze.

Shadow Tactics Blades of the Shogun

Japońskie opowieści

Shadow Tactics: Blades of the Shogun to dokładnie to, czego powinni spodziewać się fani gatunku. Twórcy postanowili umieścić rozgrywkę w Japonii za czasów szogunatu i licznych wojen domowych.

Opowiastka nie jest zbyt wyszukana. Ot wcielamy się w grupkę towarzyszy, którzy pomagają szogunowi w utrzymaniu tronu i zatrzymaniu rebelii. To tylko pretekst, by zaoferować 12 miodnych i co najważniejsze – zróżnicowanych misji.

Przejście każdej z nich zajmuje za pierwszym razem około godzinę. Twórcy przygotowali też szereg wyzwań, zachęcając tym samym do powtarzania lokacji i obierania innej ścieżki.

Shadow Tactics Blades of the Shogun

Projekt misji jest bowiem mocno nieliniowy. Choć deweloperzy sugerują, jaką drogę powinniśmy obrać, by zrealizować cel, ostateczna decyzja należy do gracza. I tak egzekucji wrogiego generała możemy dokonać, umieszczając na wieży strażniczej własnego snajpera lub przykładowo zatruwając herbatę, którą z dużą regularnością popija. Alternatywnie możemy też wykonać udany skok ninją i zatopić ostrze w kręgosłupie ofiary, choć wtedy znacznie trudniej będzie zbiec z miejsca zdarzenia.

Do tego dochodzą różne uwarunkowania pogodowe. Niektóre misje rozgrywamy we śniegu. Zostawiane w nim ślady skutecznie zdradzają naszą pozycję i zwracają uwagę przechodzących strażników. Możemy to oczywiście wykorzystać do własnych celów. Innym razem scenariusz toczy się w nocy, gdzie przeciwnicy mają ograniczone pole widzenia.

Studio Mimimi zadbało, by na przestrzeni 12 misji nie poczuć znużenia i wrażenia wtórności. Do tego warto dodać, że mapy, choć prezentowane w rzucie izometrycznym, są w pełni trójwymiarowe. A to oznacza, że możemy dowolnie obracać kamerę, by patrzeć na rozgrywkę pod innym kątem.

Sake, shuriken i mała dziewczynka

Shadow Tactics oferuje standardowy zestaw zróżnicowanych postaci. Są to typowe archetypy dla taktycznych strategii. Jest samuraj, który najlepiej radzi sobie w bezpośredniej konfrontacji i jako jedyny potrafi zabić innego samuraja. Posiłkuje się też buteleczką sake, którą wabi do siebie strażników.

Mamy też typowego ninję, który potrafi wspinać się po pnączach i dachach, atakować z wyskoku czy używać shurikena, by eliminować przeciwników na odległość. Jest również kobieta pełniąca rolę szpiega. Po znalezieniu odpowiedniego ubrania może przechadzać się wśród przeciwników, a nawet odwracać ich uwagę.

Shadow Tactics Blades of the Shogun

Ostatnia dwójka to między innymi staruszek, posługujący się karabinem snajperskim. Służy on do cichej eliminacji celów z dużej odległości. Yuki to natomiast nastolatka, żeby nie powiedzieć dziecko. I z nią mam najwięcej problemów.

Z jednej bowiem strony jest ona niezwykle przydatna. Potrafi skakać po dachach, zakładać pułapki i zwabiać do siebie przeciwników. Bez mrugnięcia okiem zabija wrogów, podrzynając im gardła.

Z drugiej strony podczas dialogów pojawia się jej brak zrozumienia dla pewnych wydarzeń, poszukiwanie odpowiedniego dla siebie nauczyciela i… niewinność w jej głosie. Tworzy to pewien dysonans, którego nie potrafię zrozumieć. Twórcy chcą bowiem dać nam do zrozumienia, że to wciąż dziecko poszukujące właściwej drogi i jednocześnie pozwalają nam za jej pomocą mordować niezliczone zastępy ludzi. Coś tu nie gra.

Głupi i głupszy

Przechodzenie każdej misji przypomina nieco rozwiązywanie swego rodzaju zagadki. Przeciwnicy są rozmieszczeni w taki sposób, by wzajemnie siebie widzieli. Wyciągnięcie ich w ustronne miejsce i „uciszenie” wymaga zatem umiejętnego korzystania ze zdolności naszych bohaterów.

Wróg potrafi nawet zorientować się, że jego towarzysz zniknął w dziwnych okolicznościach i rozpocząć poszukiwanie. Po chwili jednak powraca do własnych obowiązków, zapominając o całej sprawie.

Shadow Tactics Blades of the Shogun

Podobnie sprawa wygląda w przypadku odkrycia zwłok. Strażnicy przez chwilę robią hałas i biją na alarm, po czym… powracają do celebrowanej rutyny. Szczyt głupoty to natomiast pościg za bohaterem, który nagle wspiął się na drabinę i wskoczył na wyższy poziom. Wróg traci w takim momencie trop i udaje głupiego, po czym wszyscy się rozchodzą.

Choć część tego typu „głupstw” jest podyktowana uwarunkowaniami gatunkowymi, można to było rozwiązać nieco lepiej. Czasami nieumiejętność myślenia przeciwników zbyt mocno rzuca się w oczy.

Cień twoim przyjacielem

Shadow Tactics wprowadza ciekawą nowość – tryb cienia. Za jego pomocą możemy zaplanować poczynania naszych towarzyszów, by wykonali kilka czynności jednocześnie. Przydaje się to w przypadku chęci szybkiej eliminacji dwóch, a nawet trzech przeciwników niepostrzeżenie.

Choć idea tego rozwiązania jest świetna, wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Niestety pojedynczej postaci możemy zaplanować zaledwie jedną akcję co sprawia, że często tryb ten jest bezużyteczny. Po eliminacji dwóch przeciwników wypadałoby szybko schować zwłoki w krzakach. Należy to jednak zrobić manualnie, na co często nie starcza czasu.

Shadow Tactics Blades of the Shogun

Udany powrót

Abstrahując od drobnych potknięć, do których można też zaliczyć dość długie wczytywanie poziomów, Shadow Tactics to naprawdę udany powrót do klasyki gatunku. Rozgrywka jest zróżnicowana, satysfakcjonująca i co najważniejsze – trudna. Ciągłe zapisywanie i wczytywanie gry to chleb powszedni.

Przy grze bawiłem się świetnie, na chwilę odstawiając nawet Tyranny, które czekało spokojnie, aż ukończę Shadow Tactics. Nie sądziłem, że gatunek zapoczątkowany przez Commandosa może powrócić w tak dobrym stylu. Formuła wcale się nie zestarzała i nawet dzisiaj można się przy niej dobrze bawić.