Fidel Castro był antybohaterem popkultury, w tym i gier


Fidel Castro, dyktator Kuby i w pewnym sensie przeciwnik jedenastu amerykańskich prezydentów, zmarł w zeszły piątek. Castro przez dekady był czarnym charakterem amerykańskiej popkultury, do której przeniknęła polityczna nienawiść administracji rządowej Stanów Zjednoczonych. Sytuacja na arenie międzynarodowej zmieniła się od czasu przejęcia władzy przez Raula Castro, czyli utraty realnych wpływów przez Fidela, ale kultura popularna niechętnie i po kawałku oddawała swojego negatywnego bohatera.

Śmierć schorowanego Fidela Castro, niegdyś udzielnego władcy niewielkiej wyspy na Karaibach, zamieszkanej przez zaledwie 11-milionów mieszkańców, zakończyła pewien etap historii. Również historii w grach komputerowych, w których Fidel Castro pojawiał się jako główny sprawca nieszczęść, plag i głowa światowego terroryzmu, którą dzielni amerykańscy marines próbowali uciąć.

Ostatnia „rola” brodatego rewolucjonisty miała miejsce w Call od Duty: Black Ops z 2010 roku, czyli w rzeczywistości dwa lata po oddaniu władzy przez Castro. Przywódca Kuby nadal mógł wystąpić w grze, bo łatwo było sobie wyobrazić, że dyktator wcale władzy nie stracił, a jedynie ukrył się w cień, żeby zza sceny pociągać sznurkami i sterować światowym terroryzmem.

Warto przypomnieć, że fabuła Black Ops nawiązuje do jednej z najbardziej spektakularnych porażek Amerykanów, którzy w 1961 roku próbowali obalić Castro podczas próby inwazji nazwanej później „La Batalla de Girón”, czyli Inwazją w Zatoce Świń. Operacja usunięcia Castro miała zostać dokonana rękami kubańskich emigrantów, ale wierne dyktatorowi siły zbrojne zniszczyły najeźdźców wyszkolonych oraz wspieranych przez administrację USA, a konkretnie Centralną Agencję Wywiadowczą (CIA).

W grze komputerowej zadanie zlikwidowania dyktatora dostał kapitan Alex Mason wspierany przez sierżanta Franka Woodsa i Josepha Bowmana. Zespół przedostał się do fortecy Castro i przebił przez jego ochronę [ uwaga spoiler!]. Po zażartej walce przywódca kubańskiej rewolucji ginie z ręki Masona. Poniewczasie okazuje się, że zabity został jednie sobowtór dyktatora, natomiast Amerykanin zostaje złapany i przekazany radzieckiemu generałowi Nikicie Dragowiczowi. To jednak zupełnie inna historia.

Najciekawsze jest to, że również w grze komputerowej Amerykanom nie udaje się obalić Fidela Castro [koniec spoilera], ale i tak po premierze gry na rządowej stronie Cubadebate.cu pojawiły się ostre komentarze piętnujące jej twórców, a przede wszystkim „ukrytych mocodawców”. Propagandowa tuba kubańskiego reżimu nazwała epizod z gry „perwersyjnym” i oskarżyła administrację Waszyngtonu o sianie nienawiści oraz zachęcanie wrogów Kuby do podejmowania prób zabicia Castro.

„Czego nie udało się osiągnąć Stanom Zjednoczonych ponad 50 lat temu, próbują obecnie dokonać wirtualnie” – to jeden z cytowanych później przez światowe media cytatów. Cubadebate wskazała również, że „gra Call od Duty: Black Ops stymuluje postawy socjopatyczne u dzieci i młodzieży w Ameryce Północnej”.

Swoją drogą, coś podobnego wydarzyło się rok wcześniej w The Godfather 2. Gra wideo została zrealizowana na podstawie filmu Francisa Forda Coppoli pod tym samym tytułem i wydana w kwietniu 2009 roku. Jedna z rodzin mafijnych przeboju EA Games to organizacja Hymana Rotha. Gracz musiał zabić Castro na zlecenie Rotha, [uwaga spoiler!] ale ostatecznie dyktator przeżywa [koniec spoilera]. W tym przypadku kubańskie media państwowe nie miały nic do powiedzenia. Prawdopodobnie dlatego, ze The Godfather 2 okazał się grą dość słabą, natomiast Call of Duty jest globalną marką i symbolem bohaterstwa amerykańskich wojskowych.

Ostatecznie Castro odszedł z tego świata z powodów naturalnych dożywszy sędziwego wieku 90 lat. Wśród żyjących przywódców tyko Królowa Elżbieta II dłużej dzierży władzę, chociaż oczywiści jej rządy to bardziej element tradycji, natomiast Fidel Castro był prawdziwym dyktatorem, który jednym skinieniem ręki mógł uśmiercić każdego Kubańczyka żyjącego na wyspie.

Był bez wątpienia człowiekiem, który uczynił swój kraj skansenem. Samochody z lat 50. ubiegłego wieku, które wciąż krążą po ulicach Hawany, niestrudzenie remontowane i łatane przez właścicieli, są najbardziej charakterystyczną spuścizną tych zaprzepaszczonych dekad. Przeciwnicy Ameryki uważają inaczej. To dzięki Castro Kuba pozostała niezależna i skończyły się czasy, gdy była „burdelem” stacjonujących na wyspie wojsk amerykańskich. Zapewne dopiero gdy współcześni ludzie i emocje przeminą, możliwa będzie obiektywna ocena Castro i jego rewolucyjnego zrywu, natomiast w świecie gier pozostanie złym dyktatorem już na zawsze. Trudno się spodziewać, że w nowych produkcjach ktoś obsadzi Fidela w innej roli. Był tak wyrazisty, bo uosabiał zło.

Historia Castro w Call of Duty: Black Ops ma nieco inne zakończenie. Finalnie dyktator Kuby pomaga Kennedy’emu i Nixonowi walczyć z hordami zombie. Jeśli Castro lub jego ludzie od propagandy mieliby się za coś obrazić, to chyba tylko za to, że przywódca narodu kubańskiego musiał stanąć do walki ramię w ramie ze znienawidzonymi amerykańskimi przywódcami. A to, że przez lata chcieli go uśmiercić, do czego nie doszło, również w świecie gier, to przecież wielki sukces na miarę walki Dawida z Goliatem.

, ,