Droid naprawczy z uniwersum „Gwiezdnych Wojen” to jeden z nielicznych bohaterów współczesnego kina, który mimo minimalnych środków wyrazu, osiągnął tak wielki sukces i sympatię milionów widzów. Może nie tak intensywne, ale równie pozytywne odczucia budzi synchroniczny taniec pomarańczowych robotów z Amazon Robotics.
Nie wszystkich radują migające niebieskimi światełkami roboty Kiva. Precyzyjne i wyliczone do dwóch zer po przecinku ruchy budzą też obawę. To przeciwko Amazon Robotics i innym technologicznym pomysłom amerykańskiego molocha występują ludzie, którzy obawiają się, że R2-D2 i jego kumple zastąpią nas na stanowiskach pracy. Najpierw kilku, potem kilkudziesięciu, za rok tysięcy. Amazon Robotics w Polsce ma na razie 270 robotów. Na świecie pracuje już ponad 30 000 jednostek Kiva działających w 13 centrach (według The Robot Report z 10/2015). Czy rzeczywiście jest się czego bać?
Do podwrocławskim Bielan, gdzie znajdują się dwa z trzech centrów logistycznych amerykańskiej firmy, jechaliśmy długo i z przygodami. Na miejscu zobaczyliśmy dwa wielkie klocki, każdy z nich kosztował około 100 milionów euro. Oba obiekty mają po 95 tys. metrów kwadratowych powierzchni, czyli mniej więcej tyle, ile zajmuje 13 boisk piłkarskich.
Pamiętacie może scenę z Matrixa z nadjeżdżającym w kierunku Neo i Trinity regałami z bronią? Stojąc pomiędzy półkami w hali Amazona wrażenie jest podobne, a regały zbiegają się gdzieś daleko, w jednym punkcie na horyzoncie. Warto przy okazji przypomnieć, że Amazon Polska zatrudnił dotychczas ponad 5,5 tys. osób, zainwestował blisko 3 mld złotych i planuje kolejne inwestycje. To niemałe osiągnięcie biorąc pod uwagę, że firma działa w Polsce zaledwie od dwóch lat.
Przekraczając metalowe bramki Amazona przechodzimy pod żółto-czarnym napisem: „work hard. have fun. make history.” Przez moment poczułem się bardzo nieswojo, może dlatego, że jak większość Polaków, mam złe skojarzenia dotyczące bram z hasłami o pracy. Nieprzyjemne wrażenie szybko minęło zagłuszone radosnym trąbieniem. Okazuje się, że w wnoszących się na wiele metrów w górę halach Amazona jest głośno jak na skrzyżowaniu w Kairze.
Po wyznaczonym kolorowymi pasami trasach pędzą niezliczone typy wózków widłowych i innych pojazdów, obowiązkowo wyposażone w niebieskiego koguta, zaś niemal każdy kierowca co pięć sekund wali w klakson. W tej kakofonii trąbnięć jest metoda, bo dzięki temu piesi pracownicy zostają ostrzeżeni o nadciągającym jak AT-AT niebezpieczeństwie. Nie zmienia to faktu, że każdy, kto był w krajach arabskich na ulicy większego miasta, przeżyje silne déjà vu.
Z obu obiektów we Wrocławiu tylko w jednym znajduje się Amazon Robotics. W ogóle jest to centrum dość nietypowe, bo zajmuje się obsługą wysyłek niestandardowych gabarytowo, co oznacza, że jeśli ktoś postanowi zakupić kajak albo rower, to właśnie we Wrocławiu zajmą się realizacją zamówienia. O skali działania w halach znajdujących się w podwrocławskich Bielanach najlepiej świadczy fakt, że wszystkich produktów jest ponad 18 milionów, zaś w ciągu doby Amazon wysyła nawet ponad milion paczek! A przypomnijmy jeszcze, że amerykańska firma zaczynała zaledwie 20 lat temu od Jeffa Bezosa, 5 pracowników i kilku paczek na dzień.
Strefa w której pracują kumple R2-D2 jest oddzielona solidną drucianą siatką od obszaru, po którym poruszają się standardowi pracownicy zasilani obiadem za 1 zł. Decydują o tym względy bezpieczeństwa, chociaż podobno w Stanach Zjednoczonych przepisy nie są tak restrykcyjne, a ludzie pracują w jednej strefie razem z robotami. Zamknięte za stalowym płotem maszyny jeżdżą według optymalnego wzorca, natomiast informacje o swoim aktualnym położeniu czerpią ze znaczników na podłodze, będącym niczym innym jak kodami kreskowymi.
Skanując „barcode” robot określa swoją pozycję, zaś obsługa składająca się z inżynierów kontroluje Kiva, obserwując tor jazdy na ręcznych panelach kontrolnych. Obraz na ekranie urządzenia, które wygląda trochę jak pancerna wersja tableta, przypomina typowy level z Pac-Mana, chociaż w tej zabawie nie chodzi o to, żeby zjeść szereg białych kulek. Co ciekawe, system bazuje na samouczącym się algorytmie, który cały czas optymalizuje trasy robotów i modyfikuje je dzięki bezprzewodowej łączności. Mówiąc inaczej, system jest elastyczny i cały czas dąży do doskonałości, co oznacza, że już obecnie realizowana jest nawet 4-krotnie większa liczba zamówień niż przy użyciu tradycyjnych metod.
Wydzielenie strefy, w której pracują automaty, związane jest z wspomnianym bezpieczeństwem pracowników. To może wydawać się przesadą, dopóki nie poznamy kilku faktów. Jeden samojezdny robot waży 332 kilogramy, natomiast każdy dźwigany przez niego podest ma masę ok. 1600 kilogramów. Łącznie daje to blisko dwie tony poruszające się z prędkością 1,7 metra na sekundę, czyli 6,12 km/h.
To prędkość szybko poruszającej się kolumny piechoty, ale w przeciwieństwie do wojaków, Kiva potrzebuje aż pięciu sekund od wydania komendy stop, do całkowitego zatrzymania się. W tym czasie robot pokonuje jeszcze 3,5 metra. Łatwo sobie wyobrazić kanciasty, metalowy słup o wysokości blisko dwóch metrów, który nieubłaganie jedzie w stronę miękkiego jak plastelina człowieka, a przecież pracujących na hali robotów jest ponad dwie setki.
Podczas nieformalnej rozmowy z jednym z pracowników działu Amazon Robotics usłyszałem, że to odrobinę przerażające i deprymujące wrażenie – znaleźć się tak blisko pracujących robotów. Niekiedy jest to jedna konieczne, bo zdarza się, że na podłogę spadnie jakiś drobny element, który może zasłonić znaczniki lub wkręcić się w system jezdny „drajwa” (tak w żargonie pracowników nazywają się roboty Kiva). W takim przypadku strefa zostaje wyłączona z ruchu, pracownik otwiera drzwi klatki i szybko usuwa przeszkodę.
Może brzmi to nieco melodramatycznie, ale coś w tym lekko przerażającym tańcu robotów naprawdę jest, bo kiedy inżynier Amazona otworzył dla nas drzwi klatki i rozkazał robotom, żeby podjechały się przywitać, przez moment zastanawiałem się, czy dwutonowa masa zdąży wyhamować przed naszą niewielką grupą. Kiva tylko zamrugał na niebiesko i na szczęście zatrzymał się przed czerwoną linią wyznaczającą granice strefy pracy maszyn. Można było odetchnąć.
Kiva zajmują się transportem, natomiast segregacja przewożonych przez nie produktów i spakowanie do wysyłki należy do pracowników z krwi i kości. Jakiś czas temu w sieci pojawiły się głosy, że roboty Kiva zabierają ludziom pracę. Przeciwnicy pomarańczowych robotów nie zaprzeczają faktom, czyli temu, że ludzie są mniej wydajni, ale według adwersarzy człowiek jest ważniejszy. To prawda, ale biznes kieruje się innymi zasadami. Gdyby tak nie było, to rewolucja przemysłowa nie mogłaby się wydarzyć, a my wciąż jeździlibyśmy powozami zaprzężonymi w konie.
Amazon nie stosuje jednak tej argumentacji. Nie musi, bo występuje prosta zależność pomiędzy zwiększona wydajnością robotów, a koniecznością zatrudnienia dodatkowych ludzi, którzy są niezbędni, aby sprostać efektywności maszyn. We Wro3 oznacza to dokładnie 170 dodatkowych, zatrudnionych osób. Właściwie to pracowników nawet brakuje i Amazon chętnie zatrudni nowych.
Powyższa tendencja dotyczy nie tylko Amazon Polska, jest efektem globalnym. Nie tak dawno wiceprezes ds. operacyjnych Amazon na Europę Roy Perticucci powiedział, że od 2012 roku, w którym wprowadzono robotykę do amerykańskich centrów logistycznych, zatrudnienie w nich wzrosło aż pięciokrotnie. Roboty nie znikną również dlatego, bo zgodnie z raportem Deutche Banku, automaty przynoszą ogromne oszczędności. Dotychczas Kiva umożliwiły redukcję kosztów o 20 proc., co oznacza blisko 22 miliony dolarów oszczędności rocznie dla każdego z 13 centrów logistycznych, w których jeżdżą znajomi R2-D2.
Ponadto roboty zredukowały czas pojedynczego cyklu z 75 minut do 15 i zwiększyły efektywne wykorzystanie powierzchni magazynowej o 50 procent. Wychodzi na to, że koszt robotów, który nieoficjalnie wynosi ok. 20-30 mln dolarów za 1000 maszyn, bardzo szybko się zwraca. Oczywiście do tego należy jeszcze doliczyć 775 mln dolarów, które w 2012 roku Amazon musiał wydać na wykupienie firmy Kiva.
Czy niezmordowane roboty są zatem zagrożeniem dla „czynnika ludzkiego” i mogą wyrugować ciepłokrwistych z zajmowanych przez nich stanowisk pracy? Na razie na to nie wygląda, ale z drugiej strony pojawiają się kolejne obawy. O ile pomarańczowi kumple R2-D2 zdają się niegroźni, nowe wieści z frontu Amazon Pickking Challenge i próba skonstruowania dublera C-3PO rodzi kolejne strachy.
Amazon Picking Challenge to na pierwszy rzut oka zwykły konkurs dla miłośników robotyki. Zadaniem uczestników jest zbudowanie robota, który zostanie wykorzystany w magazynie Amazona. Chodzi o bardzo konkretną jednostkę potrafiącą przenieść przedmiot z półki na stół. Do tej pory jest to czynność wykonywana wyłącznie przez ludzi. Roboty nie potrafią działać nieszablonowo, mają problem z definicją różnych przedmiotów oraz nie są tak zręczne w zdejmowaniu towarów z półek – przedmioty są po prostu zbyt różnorodne.
Dotychczas ludzie przygotowujący paczki byli niezbędni i wydawało się, że roboty jeszcze długo nie poradzą sobie z tym zadaniem. Człowiek klasyfikuje, podnosi i umieszcza przedmiot we właściwym miejscu z prędkością ok. 400 sztuk na godzinę. Na potrzeby wyzwania postawionego drużynom programistów i inżynierów opracowano cały system i punktację uwzględniającą precyzję działania robotów, szybkość, margines błędu, itd. Czy robot pokonał człowieka? Jeszcze nie…
Wygrał holenderskim team, którzy wyprzedził zespół z Japonii. Robot o wdzięcznym imieniu Delft jest w stanie pracować z maksymalną prędkością ok. 100 sztuk na godzinę, przy wskaźniku błędu wynoszącym ponad 16 %. To oczywiście znacznie gorzej niż człowiek, ale trzeba pamiętać, że to dopiero trzecia edycja konkursu i całkiem niedługo maszyna może osiągnąć wystarczająco dobry wynik, aby wdrożenie technologii stało się opłacalne. Na razie specjaliści z Delft Robotics i TU Delft’s Robotic Institute dostali za wygraną 50 tysięcy dolarów i zachętę do dalszej pracy.
Roboty Kiva już teraz doskonale radzą sobie w centrach logistycznych współpracując z ludźmi. Jeśli osoby odpowiedzialne za klasyfikację i pakowanie towarów również zostaną zastąpieni przez roboty pokroju Delfta, właściwie do obsługi całego procesu wystarczy dział techników i inżynierów. Czy ludzie stracą wówczas pracę?
To nie jest problem na dziś, być może to wcale nie jest problem, bo pracownicy zostaną przekwalifikowani i zajmą się na przykład transportem i dowozem zewnętrznym. Oczywiście do czasu, gdy pojawią się autonomiczne pojazdy i rozwijana obecnie przez Amazona technologia dronów. Ten ostatni wynalazek właściwie mógłby już w ograniczonym zakresie funkcjonować, ale na przeszkodzie wciąż stoi brak uregulowań prawnych dotyczących ruchu powietrznego tego typu jednostek.
Może zatem ludzie są po prostu skazani na to, żeby leżeć, opalać się i zamawiać produkty Amazona? Tylko skąd wezmą na to pieniądze, jeśli nie będzie pracy? Ciekawa sprawa.