Od kogo tak naprawdę kupujemy telefon w abonamencie?


Telefony komórkowe to urządzenia, bez których trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie we współczesnym świecie. Nabycie takiego sprzętu jest banalnie proste, wystarczy np. wybrać się do salonu jednego z operatorów, podpisać umowę abonencką i dopłacając jednorazowo kilka (do kilkudziesięciu) złotóweczek, sprawić sobie nowiutki telefonik.

Oczywiście są pewne haczyki, bowiem nabywając urządzenie w ten właśnie sposób, bardzo często zmuszeni jesteśmy wybrać umowę, która wiąże nas z operatorem na czas dłuższy, aniżeli miałoby to miejsce, w przypadku jej podpisania bez telefonu „za grosze” w bonusie.

Przed zatwierdzeniem dokumentu wiążącego (czyli wspomnianej umowy), pracownicy salonu z wielką ochota prezentują bogatą ofertę urządzeń, znajdujących się w katalogu operatora. Klient jak to klient – mamiony perspektywą posiadania nowej „zabawki” ma głęboko w poważaniu fakt, że wraz z nabytym w taki sposób telefonem, podpisuje „cyrograf”, spajający go z usługodawcą na kilka długich lat.

Ktoś powie – „No ale przecież to normalne – wraz z usługami kupujemy sobie od operatora nowiuśki telefon, pozwalający z tych usług korzystać„. Och słodka naiwności…

Czar pryska z chwilą, gdy „kupione od operatora” urządzenie ulegnie usterce. Wtedy oczywiście idziemy zgłosić reklamację. Miły pracownik salonu bez mrugnięcia okiem wypisuje formularz, który wraz z uszkodzonym urządzeniem zostaje wysłany do serwisu producenta. Nam jako klientom pozostaje czekać na „werdykt”.

Po kilku dniach dostajemy zaproszenie do salonu. Szczęście jeśli okaże się , że telefon powrócił z serwisu ze statusem „naprawiony”. Gorzej gdy po wyczekiwaniu połączonym z niemożnością korzystania z wykupionych usług, usłyszymy słowa – „Niestety reklamacja nie została uwzględniona”.

Uuuuu dlaczego”? – pytamy. Odpowiedź – „Stwierdzono kontakt z cieczą, no… telefon został zalany a to automatycznie zrywa warunki gwarancji”. Oczywiście o ile telefon faktycznie miał kontakt z cieczą, to jakiekolwiek zastrzeżenia są tu zupełnie bezpodstawne. W przypadku jednak gdy kontaktu z żadnym płynem nie było, mamy prawo mocno się wk… wróć… mocno się zdenerwować.

Co wtedy robimy? Pomimo niebotycznego wręcz zdenerwowania mówimy grzecznie prawdę – „Ale przecież ten telefon nie miał nigdy kontaktu z cieczą. Posiadam go od 3 dni i w tym czasie leżał on sobie na regale. Jak więc to możliwe”?

Trochę mniej grzeczny niż przed podpisaniem umowy, pracownik salonu odpowiada – „My ze swej strony zrobiliśmy już wszystko, ewentualne odwołanie proszę zgłaszać do producenta lub serwisu z nim współpracującego”. O i tyle…

Mówiąc krótko operator całkowicie umywa ręce. W odpowiedzi o powód dlaczego od teraz mamy radzić sobie sami otrzymamy mniej więcej taki oto tekst „Operator nie sprzedaje urządzeń a jedynie usługi”. Oczywiście wszystko zgodnie z prawem ale czy praktyka tak jest do końca uczciwa?

No może i miałoby to sens gdyby za pomocą tych „niesprzedawanych przez operatora urządzeń” nie nabijał on sobie kabzy pieniążkami z umów, które gdyby nie oferowane telefony, trwałyby o wiele krócej. Do tego wszystkie możliwe media karmią nas reklamami w stylu – „Przyjdź do nas mamy dla Ciebie mega-świetne telefony”. Jak zatem mogą mieć telefony, skoro w gruncie rzeczy nie sprzedają? Czy rozdają je za darmo?

Oczywiście, że nie. Nawet jeśli w salonie wydamy nań zaledwie kilkadziesiąt złotych, to i tak w gruncie rzeczy zapłacimy za ten sprzęt droższym i dłuższym abonamentem.

Mówiąc krótko, klient dla operatora jest postacią bardzo ważną, ale tylko do momentu podpisania umowy. Później, gdy pojawi się problem… „drogi kliencie radź sobie sam, ważne byś regularnie uiszczał opłaty za posiadany abonament, który Ci sprzedaliśmy„. Telefon kupiłeś przecież nie od nas… Proś więc producenta o jego naprawę.

Tak więc bez nadziei na jakąkolwiek pomoc ze strony operatora, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko udać się na samotną krucjatę, podczas której czeka nas konfrontacja z oficjalnym serwisem producenta. I choć sprawiedliwość jest po naszej stronie, wcale nie będzie to łatwy wyczyn. Co nie znaczy, że sprawa jest całkowicie przegrana…

…ale to już temat na kolejną historię.

P.S.

Powyższy tekst stworzony został w oparciu o prawdziwą przygodę i konfrontację z jednym z operatorów telefonii komórkowej, działających w Polsce.

,