A miało być tak pięknie – czyli wspomnienia o Nokii N-Gage


Witamy w roku 2016, gdzie granie na telefonach (o przepraszam, teraz to nazywa się smartfonem), nie jest niczym niezwykłym a na małych ekranach można się bawić nie tylko w nowości, ale również w wierne adaptacje klasycznych gier AAA ( Baldur’s Gate czy KOTOR). Nie zawsze jednak tak było! Kiedyś, gdy mieliśmy ochotę pograć w coś ambitniejszego niż Snake czy kolejny klon Space Invader’a, trzeba było sięgnąć po GameBoy’a.

Podobno to właśnie z tego powodu producenci dżinsów stwierdzili, że spodnie potrzebują dwóch kieszeni – jedna na telefon, druga na konsolę do gier. Choć jest to tylko legenda, to warto pamiętać o firmie, która postanowiła rzucić wyzwanie GameBoy’owi i stworzyć własne poręczne urządzenie do grania. Mowa tutaj o Finach od Connecting People.

Nokia n-gage
Nokia n-gage / Autor: Evan-Amos (Praca własna) [Public domain], Wikimedia Commons
W przeszłości Nokia wpadła na całkiem zacny pomysł, aby zrobić ciekawe urządzenie 2w1. Niby telefon, ale niech ma slot na karty z grami, na wzór kartridżów do GameBoy’a. Firma nie bała się czerpać garściami z osiągnięć Nintendo. Rozwiązanie dość cwane, bo można by takie urządzenie sprzedawać, jako telefon, ale też i jako konsolę, wypuszczając gry wyłącznie na naszą platformę. W efekcie tych przemyśleń powstało monstrum ochrzczone N-Gage.

Wyobraźmy sobie. Mamy rok 2003, nagle słyszymy o telefonie Nokii, z najnowszym Symbianem, odtwarzaczem MP3, obsługą GG czy Tlenu, wsparciem dla mp4 i avi, a do tego jeszcze będącego konsolą do gier. Na naszych oczach tworzy się przyszłość, jesteśmy świadkami wiekopomnego wydarzenia niczym „Lądowanie Philae” na komecie w 2014 roku, podczas misji Rosetta. Z tą różnicą, że misja Rosetta zakończyła się sukcesem, a misja N-Gage… no cóż.

No ale bez spoilerów!

Nokia ogłasza N-Gage i zapowiada się świetnie. Dostajemy mnóstwo marketingowej papki, trzeba przyznać – dobrej papki. Co jak co, ale Finowie potrafili zareklamować swój produkt. Spoty były ciekawe, z humorem i mówiły nam, to co chcieliśmy usłyszeć – idzie nowe i będzie to dobre!

A potem ten konsolo-fon się w końcu ukazał. Trzeba przyznać, ręce drżały…. szkoda tylko, że z frustracji a nie z zachwytu. Konsola miała potencjał, temu nie można zaprzeczyć. Tomb Raider jest tego świetnym przykładem. Gra przypominała swoją pierwszą odsłonę z PlayStation, była w pełnym 3D, do tego, jeżeli przyzwyczailiśmy się do autorun’u Lary (po wciśnięciu klawisza biegu i puszczeniu go, postać dalej biegła), to okazywała się też całkiem udanym produktem (gorsze tytuły na konkurencyjnym GameBoy Advance odnosiły większe sukcesy).

Jednak mimo potencjału, N-Gage praktycznie spalił się na starcie. Jeżeli chcieliśmy z kimś porozmawiać, telefon trzeba było trzymać przy uchu węższym bokiem, co wyglądało nie dość, że komicznie, to jeszcze powodowało u przechodniów zwątpienie w naszą poczytalność. Do tego twórcy N-Gage jakimś cudem wymyślili sobie, że w swoim tworze umieszczą złącze micro-jack. Czemu? Ciężko to rozgryźć, może im zalegało na magazynie albo miejsca w obudowie zabrakło? Ważne jest to, że jak się chciało podłączyć słuchawki (no bo przecież telefon obsługiwał mp3!), to trzeba było najpierw skołować sobie przejściówkę.

Kto miał to monstrum w rękach z pewnością klnął na sterowanie. Klawiszami nie dało się wygodnie grać, krzyżak był za mały, twarde to wszystko, niewygodne i w ogóle be. Wydaje się jednak, że wiele osób zbytnio wyolbrzymia niektóre wady. Wcześniej było co? Gumowata klawiatura poprzednich Nokii, czy malutki joystick w Sony Ericsson’ach. Tutaj, co prawda nie otrzymaliśmy wygody GameBoy’a Advance, ale grać się dało! Warto pamiętać, że Nintendo projektując GBA, nie musiało się martwić jak ludzie będą pisać na tym smsy – GBA był tylko konsolą.

N-Gage
Nokia N-Gage / Źródło: finngamer (YouTube)

Problemem była też wymiana gier w N-Gage. Slot na karty był umieszczony pod baterią, więc całe ustrojstwo trzeba było wyłączyć, otworzyć, wyciągnąć baterię i dopiero wtedy wymienić Larę na Sonic’a. Osobiście mi to nie przeszkadzało, jednakże, gier nie było zbyt dużo do wyboru, a do najtańszych też nie należały.

Jak już przy grach jesteśmy, to tutaj Nokia strzeliła sobie w kolano wydając je na kartach MMC. Było to jawnym zaproszeniem dla piratów. Finowie nie pomyśleli też o specjalistycznych zabezpieczeniach. Jeżeli liczyli na bycie drugim Nintendo i windowanie cen gier jak tylko się da, to trochę nie pykło.

Co gorsza, niektóre gry były tak źle zrobione, że samo granie było udręką (tak, mówię o tobie, Call of Duty!). Oczywiście zdarzały się również pewne perełki, jak chociażby Ashen, Tony Hawk czy Colin McRally 2005 a także prawdziwa gwiazda: The Elder Scrolls Travels: Shadowkey! TES na komórki, z soundtrackiem żywcem wyjętym z Morrowinda, a i klimatem po trochu podobny. Ludzie zachwycali się Morrowindem w 2002 roku na PC-tach, a dwa lata później, mogli dalej zwiedzać to uniwersum, czy to w autobusie czy poczekalni u lekarza.

To nie były proste gierki na telefon, gdzie musisz ułożyć trzy diamenty obok siebie. Ashen był na tyle ciekawym połączeniem strzelanki z elementem przygodówki, że do tej pory jest dobrze wspominany, a ludzie chętnie kupują go dalej na aukcjach. Zresztą, co się tu dziwić, strzelanka na telefon, z ciekawą fabuła, klimatycznymi miejscami, potworami łażącymi po ścianach czy niewidzialnymi wrogami, których trzeba było pokonać aktywując tryb widzenia w ciemności. Ta gra dała się lubić! Nokia mogłaby spokojnie wypromować na niej swój sprzęt, tak jak Nintendo robiło to na Pokemonach czy Zeldzie.

Zresztą, konsola Nokii miała też sporo rozpoznawalnych postaci. Choć o Sonic’u już wspomniałem, to jednak N-Gage dostał też Raymana 3, który na tym sprzęcie prezentował się naprawdę ładnie. Trudno tu też nie wspomnieć o Worms’ach, czy Civilization. Urządzenie demonem prędkości nie było, dlatego fps’y niestety należały do jej pięty achillesowej. Z drugiej jednak strony, było to świetne urządzenie do turowych strategii, wygodne przemieszczanie się między jednostkami za pomocą krzyżaka, komendy czy skille pod klawiszami numerycznymi. Raki Fire Emblem miałby tam swoje miejsce.

Nokia dość szybko zareagowała na problemy pierwszego modelu. Niektórzy do dziś uwaząją, że tak naprawdę był to niedopracowany prototyp, którego z pewnych względów dopuszczono do masowej produkcji. Sęk w tym, że chłopaki przemyśleli to wszystko jeszcze raz i w 2005 roku mieliśmy Nokie N-Gage QD. Gry wkładały się już bez żonglowania baterią, można było również normalnie rozmawiać przez telefon. Do środka wpakowano większą baterię, jednocześnie pomniejszając samą obudowę urządzenia. O dziwo zabrano radio, oraz obsługę mp3. Co prawda, to ostatnie można było sobie przywrócić odpowiednim oprogramowaniem, jednak zamiast jakości stereo, trzeba było zadowolić się mono.

Nokie N-Gage QD
Nokie N-Gage QD / Źródło: By Evan-Amos (Own work) [Public domain], via Wikimedia Commons
Otrzymaliśmy więc poprawione urządzenie oraz całkiem dobre gry. To jednak nie wystarczyło, bowiem wkrótce okazało się sprzedaż QD była jeszcze gorsza od pierwszego modelu. Tym, którzy kupili konsolę w 2003 roku, raczej nie uśmiechało się wymieniać jej na nowszy model. Inni widząc problemy przy premierze, postanowili się wstrzymać. Zaś cała reszta, która szukała przenośnego sprzętu do gier, wybrała GameBoy’a, który był po prostu tańszy (N-Gage podczas premiery kosztował 1600 zł) oraz posiadał dużo większą bazę gier. To wszystko sprawiło, że konsolofon Nokii (o dziwo istnieje takie słowo) nie odniósł sukcesu, samo zaś urządzenie sprzedało się w ok. 3 milionach egzemplarzy. Nie wyglądało to kolorowo, zwłaszcza, że dwa lata po premierzy N-Gage QD, czyli w 2007 roku, Steve Jobs przedstawił światu pierwszego iPhone. Nadeszła nowa rewolucja i dalej, już wiecie jak to się wszystko potoczyło.

Nokia zrobiła według mnie genialne urządzenie. Tragiczne, ale genialne. Patrząc po tym jak teraz gramy na naszych smatrfonach, to Finowie są kolejnym przykładem firmy, która wybiegła zbyt wcześnie w przyszłość. Co zabawne, podobny los podzieliła w 2011 roku XPERIA Play.

Jak widać, połączenie dwóch światów, mimo że podobnych do siebie, wcale takie łatwe nie jest. N-Gage nie daje mi spokoju. Patrząc teraz po tym, co dzieje się z Nokią, porzuceniem Symbiana i MeeGo, oraz całą tą przygodą z Windows Phone, to zastanawiam się, jakby potoczyło się to wszystko, gdyby Nokia nie odpuściła z tym sprzętem. Square Enix, dopiero jakiś czas temu przeniósł pierwsze części Tomb Raider’a na Androida (gracze od razu zaczęli narzekać na kiepski port i słabe sterowanie). A przecież, podobne doświadczenie można było mieć już w 2003 roku dzięki Nokii!

Nie powiem nikomu, że jeżeli nie miał jeszcze styczności z tą konsolą to powinien jak najszybciej to nadrobić. Nie widzę już w tym zbytniego sensu. Dostępność gier jest znikoma, zaś sam sprzęt chodzi na Allegro drożej niż PlayStation Portable czy Nintendo DS. Warto jednak wiedzieć, czym był N-Gage, oraz jak Nokia porwała się z motyką na słońce.

* Zdjęcie nagłówkowe pochodzi z YouTube, autor: arhn.eu


Jedna odpowiedź do “A miało być tak pięknie – czyli wspomnienia o Nokii N-Gage”

  1. Gratuluję pierwszego wpisu. Co do samego N-Gage’a, to niewątpliwie był to ciekawy projekt jak na tamte czasy i wydawało się, że osiągnie większy sukces. Poszło to jednak w inną stronę.
    Btw, śmiesznie się wyglądało rozmawiając przez to urządzenie 😉