FOBO – nowoczesna choroba dla nowoczesnych ludzi


Twój smartfon prawie cały czas jest połączony z Wi-Fi? Masz wykupiony pakiet danych? Dzień zaczynasz od sprawdzenia Facebooka i Twittera? Twój mail sprawdzany jest przynajmniej raz na godzinę, do rozmów z klientami używasz Skype, a Spotify to główne źródło muzyki? No to czas, aby dowiedzieć się czym jest tytułowa choroba.

Fear Of Being Offline, czy też w skrócie FOBO – jest dość interesującym zjawiskiem, które pojawiło się wraz z wprowadzeniem internetu do naszego codziennego życia. FOBO (nie mylić z FOMO) jest strachem przed byciem odciętym od internetu, brakiem aktualnych powiadomień, o tym co dzieje się w naszym otoczeniu, mailach od klientów, wiadomości na portalach społecznościowych, aktualizacji na obserwowanych stronach czy dostępu do swoich osobistych zasobów w chmurze (chociaż nie wiem czy osobiste i chmura to dobre połączenie). Podsumowując, jest to strach, przed brakiem dostępu do wszystkiego – co jest obecnie częścią naszego codziennego życia. Strach ten rzekomo sprawia, że nawet na weekendowy wypad musimy zabrać ze sobą tablet czy power bank, no bo nie ma przecież nic gorszego od złowieszczej ikonki umierającej baterii.

Chciałbym jeszcze zaznaczyć tutaj, że mimo iż FOBO i FOMO są praktycznie bliźniacze, a ten pierwszy częściowo nawet ewoluował z drugiego, to jednak trzeba je rozróżnić. Gdyż FOMO – Fear Of Missing Out, to syndrom w których jednostka obawia się, że coś ją ominie, że o czymś się nie dowie, nie będzie w temacie. Tyczyć się to może zarówno Facebooka, Twittera, ale też i wydarzeń lokalnych, nie powiązanych w 100 procentach z internetem. FOBO, to już obawa (czasami nawet uzasadniona) o brak dostępu do internetu.

Brzmi trochę głupio, prawda? Przeszukując materiały o FOBO można znaleźć durne marketingowe teksty o tytułach typu: “10 znaków na to, że jesteś uzależniony od swojego telefonu”, “Czy wytrzymasz weekend bez internetu”, “Coraz więcej nastolatków korzystających ze smartfonów cierpi na tę chorobę! Sprawdź dlaczego!”. Jednym słowem brednie, które mają zwiększyć tylko klikalność. Na szczęście, nie będziemy tutaj w ten sposób mówić, nie dam wam żadnego quizu, nie będę też straszył, że co trzecie dziecko w USA nie umie poruszać się po mieście bez nawigacji czy internetu. Podejdźmy do tematu bardziej poważnie. Czemu w ogóle zaczęto mówić o FOBO? Czemu to ma rację bytu? Wiadomo, możemy się śmiać, że teraz to młodzi tylko nos w ekran, jednak sformułujmy to pytanie nieco inaczej:

Jak TY – mój drogi czytelniku, dałbyś sobie radę bez internetu przez jeden, bądź dwa dni?

Nie, nie pytam się o to czy sobie poradzisz w świecie bez internetu, albo czy musisz sprawdzać facebooka co godzinę. Pytam bardziej poważnie. Masz firmę, albo twoja praca wymaga ciągłego dostępu do internetu. Może zarządzasz stronami, może prowadzisz sklepy internetowe, ale czy przypadkiem dwa dni odcięcia od klientów, czy też 48h bez możliwości wykonywania swojej pracy, nie zwiastuje nic dobrego?

Idziemy dalej, wszystkie osoby, które trzymają swoje rzeczy w chmurach, ich praca też nagle staje w miejscu. Być może nie wiesz, ale tekst, który czytasz, pisany jest w pełni w chmurze. Dokumenty Google to świetne narzędzie, a ja nie marudzę, że na ekranie dotykowym nie da się pisać, więc kiedy mam chwilę i wpadnie mi pomysł to wyciągam tablet/telefon i piszę. A że nie mam dłoni jak Hulk, to 5 calowy ekran nie jest problemem. Dokładnie mówiąc, to ten akapit powstaje właśnie w autobusie jadącym z jednego końca miasta na drugi (kreatywny sposób na zabicie nudy). Zresztą to jest dla mnie normą: kiedy łączy się pracę, studia i zajęcia dodatkowe, to nagle okazuje się że po powrocie do domu na nic nie ma się już czasu. Więc jeżeli mogę zaoszczędzić czas korzystając z chmury, to z tego korzystam. Problem pojawiłby się gdybym do tej chmury dostęp stracił, wtedy nie dość, że nic nie przyspieszę, to jeszcze będę miał związane ręce żeby cokolwiek zrobić (dlatego czytelniku, zawsze rób backup lokalny).

Weźmy inny przykład:

Zakładasz sobie mały prosty sklep internetowy, klienci klikają produkty, dostajesz potwierdzenia na maila, przygotowujesz zamówienia, zamawiasz kuriera i paczka trafia do zadowolonego klienta. Wszystko pięknie wygląda, póki nie wpadniesz na szalony pomysł informowania o wysyłce w 24h, albo że “zamówienia do godziny 13 realizujemy tego samego dnia”. Wtedy gdy dostawca internetu postanowi mieć awarię, pozostanie Ci jedynie jeżdżenie po mieście za kartą prepaid lub udostępnianie neta przez telefon. Niezbyt to praktyczne.

Zaczęliśmy monetyzować internet, przenosić albo i zakładać wręcz w nim firmy, jest łatwo i przyjemnie, więc zapominamy, że w dużej mierze nasze pieniądze, zależą od tej małej ikonki w rogu monitora informującej o połączeniu z siecią. Nie wspominając już o osobach mających na ekranie smartfony cały czas odpaloną aplikację giełdową. Osobiście, chciałbym zobaczyć raporty strat z większych firm, po chwilowym odcięciu ich od sieci.

Dobra, koniec o pracy. Co z rozrywką? Spotify, czy też ten wciskany wszędzie Tidal, to moim zdaniem świetne wynalazki. Znajdziesz sobie nowy zespół, przesłuchasz, spodoba ci się i pójdziesz do empiku kupić płytkę. Już praktycznie pożegnałem się z formatem mp3. Streaming muzyki ma tę zaletę, że nie trzeba się martwić o miejsce w pamięci urządzenia. Czasami jest tak, że rano mam ochotę posłuchać rocka, a po południu już w głowie słyszę jakieś soundtracki z Donnie Darko.

W domu jak to w domu, są płytki, jest wieża. Jednak nie ruszam się nigdzie bez słuchawek. Godzinna kolejka do lekarza, bez żadnej melodii, tylko marudzenie wszystkich w poczekalni o tym jak to źle w tym kraju? Przecież to depresji można dostać. Tak samo jak podróż pociągiem/busem bez dostępu do muzyki – awykonalne!

Inna sprawa to podróże:

Ostatni raz jak wywiało mnie w odległe krańce Polski, naprawdę doceniłem Google maps. 4 rano, obce miasto, środek zimy i żywego ducha żeby o drogę zapytać. W takich momentach dziękuję zarówno za nawigację jak i internet. Jednak z drugiej strony, gdyby mi na ten przykład telefon skradziono, to nie dość, że nie wiem gdzie jestem, to jeszcze nie miałbym jak wrócić do domu. To już nie jest nawet Fear Of Being Offline, to już Fear Of Being Lost (FOBL!).

Uważam, że obecnie internet jest najlepszym co mogło nas spotkać (choć w przyszłości może stać się najgorszym). Jeżeli tylko nie marnujemy czasu na oglądanie filmików z YouTube, czy przeglądaniu kolejnych kwejków, memecenterów czy 9gagów.

Pomijając fakt czy FOBO można uznać za coś poważnego, czy też kolejny internetowo-dziennikarski wymysł. Nie powiem, że jakoś boję się braku dostępu do Facebooka przez jeden dzień, nie spędza mi to snu z powiek, ani też nie sprawdzam go w panice co 5 minut. Jednak, zważając na to ile w dniu dzisiejszym mogę dokonać za pomocą sieci (praca, zakupy, napisanie tego tekstu), to brak dostępu do niej, chociażby na pół dnia, nie jest czymś czego chciałbym doświadczyć.

Doszliśmy do takiego wspaniałego etapu w rozwoju technologii, że dzięki internetowi możemy robić prawie wszystko, z dowolnego miejsca na świecie. Jednak bez niego, nagle okazuje się, że nie mamy alternatywy dla wielu rzeczy, a jeszcze inne, stają się całkowicie dla nas niedostępne.

A jak jest u Ciebie?
Czy brak internetu przez jeden dzień oznacza tysiące wkurzonych klientów, pracodawcę dostającego palpitacji serca, czy też po prostu – brak możliwości przeglądania memów przez jakiś czas?

 

Źródła zdjęć: pixabay.com


7 odpowiedzi na “FOBO – nowoczesna choroba dla nowoczesnych ludzi”

  1. Dla mnie internet może nie istnieć!
    Chociaż przynajmniej nudę można zabić…
    Smartfona to nawet nie mam, nie bawią mnie też portale społecznościowe(Fejsiuś itp….).
    Wyłączmy to wszystko i cieszmy się wolnością bez tego ciągłego śledzenia i podsłuchiwania…
    Wyjdźmy do ludzi!

  2. To się chyba nie da. Areo2 daje net za darmo, więc każdy kto o tym wie, będzie zdrowy 😛

    • No darmowy net u nich jest dość powolny i captcha trzeba wpisać raz na godzinę. Ale jest to jakieś rozwiązanie. Fajnie się sprawdza w przypadku końca pakietu lte czy coś