Tak moi drodzy, to już koniec Waszej przygody z polskim Netfliksem. A przynajmniej dla większości z Was, którzy uruchomili serwis tuż po polskiej premierze.
Emocji bez liku
Trzęsienie ziemi – nie da się inaczej opisać reakcji mediów na wejście medialnego giganta na polski rynek. Czy ktoś się interesował tematem, czy nie – wypowiedzieć się musiał. Bo wręcz wypadało. Na blogach technologicznych powstały całe serie artykułów, a tablicę Facebooka zalała czerwono-biała lub biało-czerwona (zależnie od gustu i potrzeb) papka z logotypów magicznej, amerykańskiej firmy.
Jak przystało na Polaków, fale entuzjazmu zderzały się z tsunami hejtu. Bo przecież to tylko 17% bazy seriali i 12% bazy filmów amerykańskiego Netfliksa (są kraje, które nie dostały nawet 1/3 tego), a na dodatek trzeba znać angielski, bo czego nie ruszyć, to jeszcze nie spolszczone. No i oczywiście kasa się nie zgadza – bo płacić trzeba tyle co w Ameryce, a przecież na CDA dają za darmo.
Do czasu nieuniknionego zamknięcia strony największego w Polsce serwisu serwującego pirackie filmy, Polak będzie cwany bo nie zapłaci. Ewentualnie uiści 20 zł miesięcznie… za wyłączenie reklam na balansującym na granicy prawa CDA.
Z nadzieją na McFilmy
Netfliksa wyglądałem w Polsce od lat. Co roku wykupywałem na miesiąc konto i z pomocą rozmaitych metod informujących serwis, że mieszkam w USA oglądałem kolejny sezon House of Cards. To właśnie Netflix wpadł na ten szatański pomysł, by całe sezony seriali wrzucać do sieci od razu, a nie w cotygodniowych odstępach znanych z klasycznej telewizji. Co roku miałem więc ten dzień czy dwa, w czasie których znikałem z sieci, by nie trafić przypadkiem na jakieś spoilery.
Chociaż Netflix proponował później różnego typu rabaty i zachęcał do wykupienia kolejnych abonamentów, ograniczenia regionalne skutecznie mnie odstraszały – włączenie serwisu na komputerze to pół biedy, najwięcej zamieszania było ze SmartTV. Marzenia o amerykańskim stylu oglądania seriali pozostały więc nadal marzeniami, a otuchę przynosił HBO GO o podobnej formule, choć bibliotece nieumywającej się do zasobów udostępnionych w USA.
Doczekałem się? Jednak nie
Na dobrą sprawę Netflix nie wszedł jeszcze do Polski, a jedynie zdjął dla nas blokadę możliwości zakupu subskrypcji (żegnajcie proxy i VPN-y). Zamiast płacić w dolarach, jak do tej pory, pojawiła się propozycja płacenia w euro. 8 euro za jakość SD, 10 euro za HD + możliwość oglądania na maksymalnie 2 urządzeniach w tym samym czasie i wreszcie 12 euro za dodatkowo Ultra HD i maksymalnie 4 urządzenia streamujące.
Przy 20 zł za w pełni spolszczone HBO GO, ceny Netfliksa są spore, jednak firma nie krzywi się w razie jakbyśmy chcieli konto z kimś współdzielić. To jednak do przemyślenia na kiedyś, bo najpierw dostajemy darmowy miesiąc na próbę (z możliwością wyłączenia subskrypcji w dowolnym momencie). Miesiąc, który w moim przypadku właśnie się skończył, a z nim netfliksowa przygoda.
Nie obejrzałem żadnego filmu
Pomimo szczerych chęci, gdy w końcu przychodziło wolne popołudnie okazywało się, że nie ma czasu i ochoty na szukanie filmów z polskimi napisami lub lektorem. O ile sam sobie z językiem angielskim radzę, to niestety nie zawsze mogłem tego wymagać od moich gości. Poza tym, nawet ci z angielskim sobie radzący, woleli skupić się na towarzystwie, a film oglądać przy okazji. W tym scenariuszu optymalne są nawet nie tyle napisy, co lektor. Z tego wszystkiego skonsumowałem samotnie jeden czy dwa niezłe dokumenty w języku angielskim i tyle.
Co warto dodać, Netflix w żaden sposób nie ułatwia wyszukiwania spolszczonych materiałów. Można co prawda skorzystać ze specjalnego linku na komputerze… Ale on nie pokazuje prawdziwych danych, albo robi to jedynie częściowo.
Netfliksowy bałagan – tu jest po polsku, a tam już nie
Jak grzyby po deszczu wyrosły strony na bieżąco śledzące które z filmów i seriali w zasobach Netfliksa dorobiły się polskiego lektora lub chociaż napisów. W okienku przeglądarki rzeczywiście da się uruchomić pozycje z tych list z napisami czy nawet lektorem, ale w większości przypadków już nie na Smart TV czy w aplikacji telefonu – tam właściwie dostępnych jest tylko kilka spolszczonych seriali, głównie autorskie produkcje Netfliksa.
Bałagan jest tak duży, że taki np. Narcos owszem dostępny jest z polskimi napisami, ale wyłącznie w… Japonii. Dla tych, którzy mimo wszystko z uporem maniaka chcą korzystać z rozbabranych usług amerykańskiego dostawcy zostaje Chrome i wtyczka Super Netflix. Pozwala ona samodzielnie dodać plik z napisami do oglądanego właśnie filmu. Czyli płacimy usługodawcy za coś, co tak naprawdę robimy sami. Świetnie.
Dziękuję ci Netfliksie za seriale
Darmowy okres próbny poświęciłem głównie na oglądanie seriali. Nadrobiłem dwa sezony „Pod Kopułą” i mogę teraz na bieżąco oglądać 3. serię na Canal+. Dwa razy pochłonąłem przezabawny „Unbrecable Kimmy Schmidt”, w tym raz z całą paczką znajomych – jednym ciągiem cały sezon. Były jeszcze dwa sezony „Bojack Horseman” i tyle.
Chęć odświeżenia sobie seriali „Weeds”, „Dexter” czy „Breaking Bad” uprzykrzał brak spolszczenia. Znam je bardzo dobrze, ale odtwarzane w drugim pokoju szybko zmieniały się w niezauważalny szum, zamiast czegoś konsumowanego mimochodem w czasie pracy.
Dziękuję ci Netfliksie za współpracę
Minął miesiąc. Prepaidowa karta kredytowa nie otrzymała doładowania, więc Netflix nie mógł pobrać opłaty za kolejny miesiąc. I na tę chwilę mam Netfliksa dosyć. Po miesiącu strona serwisu nadal nie dorobiła się polskojęzycznego interfejsu, szybkie rozbudowywanie biblioteki spolszczonych materiałów pozostało w sferze obietnic, no i nadal nie wiemy czy 4. sezon kultowego „House of Cards” w ogóle trafi do polskiej oferty. Jeśli trafi, dostaniecie ode mnie 4 dyszki. Od samego początku rozważałem podzielenie się opłatą za Netfliksa ze znajomymi, ale chętnych na płacenie za obecną ofertę nie znam (i sam do nich też nie należę).
Nadal nie jest to jednak telewizja, na którą czekałem. Nie zamierzam podłączać co chwila komputera do telewizora bo aplikacje mobilne i TV widzą jeszcze mniej spolszczeń – oczekuję porządku i pełnej obsługi z poziomu pilota TV. Czyli tego, co dostajemy w HBO GO i w innych dostępnych w Polsce serwisach streamingowych. I naprawdę nie uważam, że wymagam zbyt wiele za cenę dwóch sytych obiadów ma mieście.
Ewakuuję się z powrotem na nagrywarkę dekodera telewizji cyfrowej i do konkurencyjnych serwisów streamingowych. Telewizja bez reklam to coś, za co chętnie dopłacam. Niestety Netflix póki co praktycznie niczego nie zmienił w kwestii jej dostępności w Polsce i pozostaje bardziej ciekawostką, niż realną alternatywą.
Nie jestem jedyny
Z moich obserwacji w mediach społecznościowych wynika, że z usługą po miesiącu żegnam się nie tylko ja, ale większość osób, które rzuciły się na darmową miesięczną subskrypcję. Po wielkim boomie, opada kurz i zaczyna się wielkie kasowanie subskrypcji. Bo gdy przyszło co do czego, okazało się, że nasz król VoD jest w Polsce nagi.
Na nagłe, rewolucyjne zmiany nie ma co liczyć – jesteśmy dla Netfliksa jednym z grubo ponad 100 nowych rynków. Spolszczeń należy się spodziewać w przypadku nowych seriali i kolejnych sezonów już trwających serii. Natomiast to, co Netflix mógł wstawić do serwisu zgodnie z umowami licencyjnymi, już wstawił.
3 odpowiedzi na “Netfliksa nagły koniec”
No niestety Netflix słabiutko się u nas prezentuje. Ale trzeba pamiętać, że za jakiś czas będzie na pewno lepiej. Myślę że do roku już większość filmów powinna być w PL. Chyba ;). Ja bym płacił jeśli miałbym swoje seriale z napisami.. Nawet Arrow jest ale tylko w ENG.. więc po co mi to? Poczekam może kiedyś sie skuszę.
Spoko wychodzi na to se Netflix udostępnił serwis w Polsce i innych krajach bo zablokował dostęp przez vpn itd. To wszystko. Chyba na razie ekspansji żadnej nie planuje.
Ja akurat używam Netflix w UK. Filmy seriale oglądam i tak po angielsku.
Z pewnością są użytkownicy, którzy docenia aktualną ofertę netfliksa, ja do nich nie należę. Przez miesiąc próbny obejrzałem może 1 odcinek serialu. To wszystko. I może nie dlatego, że oferta jest uboga tylko dlatego, że po prostu nie mam czasu… 😉